Brak siły, żeby wstać rano z łóżka czy rozmawiać z ludźmi. Lęki. Niekontrolowane zachowania, na pozór rozładowujące napięcie. Rzeczywistość, która przerasta. Tak niektóre osoby patrzą na życie, chociaż osoba z zewnątrz zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Walczą ze sobą od środka, zwlekając z szukaniem pomocy. W taki sposób funkcjonowała także Julia, która zgodziła się podzielić swoją historią.
Julia, powiesz kilka słów o sobie i o diagnozie, jaką otrzymałaś jakiś czas temu?
Aktualnie jestem studentką, która stara się ogarnąć dwa kierunki i chce utrzymać swój dobrostan psychiczny na zadowalającym poziomie. Ostatnio nawet mi to wychodzi, ale wiadomo jak to życiu, bywa lepiej i gorzej. Rok temu zdiagnozowano u mnie zaburzenia depresyjno-lękowe i obsesyjno-kompulsyjne. Zaburzenia depresyjno-lękowe, jak sama nazwa wskazuje, są mieszanką depresji i lęku. Przebieg jest dość łagodny w porównaniu do ostrej depresji czy „czystych” zaburzeń lękowych – z perspektywy postronnego obserwatora jesteś w stanie funkcjonować względnie prawidłowo. Tylko, że obserwator nie wie, że co noc płaczesz i każdego ranka żałujesz, że się obudziłaś. I nie widzi tego, że po każdym spotkaniu z przyjaciółmi później przez kilka godzin zastanawiasz się, co powiedziałaś nie tak, dlaczego oni w ogóle z tobą rozmawiają, na pewno wcale cię nie lubią, mają cię dość, nie jesteś nic warta i tak dalej, i tak dalej dopóki nie uśniesz zaryczana i psychicznie wyczerpana, absolutnie nie gotowa na kolejny dzień pełen wrażeń. No i tak żyćko płynie, nie masz siły wstać z łóżka, bo boisz się, że znowu powiesz coś nie tak i znowu z każdej strony będziesz otrzymywać komunikaty o swojej beznadziejności. Jeśli chodzi o zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne to charakteryzują się one występowaniem natrętnych myśli (obsesje) i powtarzających się uporczywych czynności, których nie da się opanować (kompulsje). U mnie pojawiały się ruminacje i kompulsje w postaci drapania skóry.
Co doprowadziło do wykształcenia się u Ciebie zaburzeń?
Trudno mi dokładnie określić, co mogło je wywołać. Wysoka wrażliwość na negatywne komunikaty z otoczenia, chęć dopasowania się i bycia dobrym dzieckiem, potrzeba poczucia kontroli. Pewne uwarunkowania biologiczne nieszczęśliwie zgrały się z uwarunkowaniami środowiskowymi i w ten sposób wykluło się zaburzenie.
Jakie objawy u siebie zauważyłaś?
Nawracające, obsesyjne negatywne myśli, „samobiczowanie się” przy każdej, nawet najdrobniejszej porażce, wycofanie z relacji społecznych. Wbrew pozorom najtrudniejsze jednak nie były ruminacje – układanie negatywnych scenariuszy, rozpamiętywanie i analizowanie tego, co poszło albo mogło pójść nie tak, daje ci trochę poczucie, że masz kontrolę, że lepiej rozumiesz sytuację. Najtrudniejsze były dla mnie ciągłe zmęczenie, brak siły do robienia tego, co sprawia przyjemność, oraz problemy z koncentracją i pamięcią – to sprawiało że czułam, że tracę kontrolę nad swoim życiem. Podobnie w przypadku kompulsji – nie mogłam przestać się drapać i najtrudniejszy nie był dyskomfort fizyczny z tym związany, ale psychiczny – że nie mogę przestać, że nie panuję nad własnym ciałem.
Jakie uczucia wiązały się z diagnozą? Czy po jej otrzymaniu było łatwiej, trudniej czy bez zmian?
Pamiętam, że jak po raz pierwszy rozmawiałam z psychiatrką, głos potwornie mi drżał i płakałam, opowiadając o moich objawach. Ale ten płacz był bardzo oczyszczający, po wielu latach doświadczanych trudności psychicznych mogłam w końcu opowiedzieć o tym komuś, kto dawał nadzieję na poprawę mojego stanu. Trafiłam na świetną specjalistkę, która dokonała dobrej diagnozy i zaleciła odpowiednią ścieżkę leczenia – w moim przypadku było to połączenie farmakoterapii serotoniną z sesjami terapii poznawczo-behawioralnej. Po roku mogę powiedzieć, że zmiana w moim zachowaniu i postrzeganiu świata jest ogromna. Polepszyła się moja pamięć i koncentracja. Życie już nie sprawia tyle trudności i już tak nie męczy.
Jak sobie radzisz obecnie?
Jest super. Największy postęp dostrzegam w odniesieniu do zaburzeń depresyjno-lękowych. Aktualnie nie odczuwam już objawów. Polepszyły się moje relacje z bliskimi, moja głowa nie jest przepełniona natrętnymi negatywnymi myślami i nie rozpamiętuję każdej uwagi skierowanej w moją stronę. Wstawanie rano wciąż jest problemem, ale dlatego że lubię się wylegiwać w łóżku, a nie dlatego że nie mam siły wstać i żyć…
Jeśli chodzi o kompulsje, to ich natężenie znacznie się zmniejszyło, wciąż pojawiają się, kiedy doświadczam silniejszego stresu, ale w dużej mierze jestem w stanie je opanować.
Czy jest coś, co szczególnie chciałabyś podkreślić czy przekazać innym, biorąc pod uwagę Twoje własne doświadczenia?
Sądzę, że wcześniejsza wizyta u psychiatry oszczędziłaby mi wiele stresu, łez i nieprzespanych nocy. Zaburzenia przez wiele lat ograniczały mnie, jeśli chodzi o doświadczanie życia, czułam jakby wszystko działo się obok, jakbym była tylko biernym obserwatorem, zbyt zmęczonym, wystraszonym i niegodnym, aby angażować się w cokolwiek. Chciałabym aby ci, którzy czują się podobnie, poszukali pomocy. Jeśli zastanawiasz się czy powinieneś iść do psychiatry – idź. Nie czekaj na znak z nieba, na pozwolenie – jeśli coś sprawia ci psychiczny dyskomfort, poszukaj pomocy w wykwalifikowanej osobie – psychologu, terapeucie, psychiatrze. Zahamuj głosy, które mówią „nie jest tak źle”, „poradzę sobie”, „ten terapeuta nie powie mi nic nowego”. Nie umniejszaj swojemu cierpieniu i pozwól sobie pomóc.
Piękna puenta. Ogromnie dziękuję Ci za podzielenie się swoją historią.
Agata Walkusz