Świat oczami slamerki – wywiad z Marysią Wrzeszcz

przez | 4 maja 2021

Slam poetycki – nie taki nowy!

Publiczna rywalizacja poetów-performerów określana jako slam poetycki została zapoczątkowana dzięki robotnikowi i poecie z Chicago, Marcowi Kelly’emu Smith. To właśnie on w 1984 roku zorganizował serię emocjonujących wydarzeń w jazz klubie o nazwie „The Get-Me-High Lounge”, na których ludzie odczytywali swoją poezję. Kilka lat później zorganizował pierwszy na świecie slam poetycki w klubie „Green Mill”.

Jednak rywalizacja poetów była powszechna już wcześniej! Wystarczy wspomnieć o słynnym pojedynku Adama Mickiewicza z Juliuszem Słowackim na tak zwanej uczcie grudniowej, która odbyła się 1840 roku w Paryżu. Ponoć temu wydarzeniu towarzyszyły takie emocje, że słuchacze mdleli z podekscytowania!

Ale o co chodzi?

Chodzi przede wszystkim o zabawę i nutkę rywalizacji. Poeci przed wydarzeniem zgłaszają swoje nazwiska lub pseudonimy do organizatorów, by potem, połączeni w pary drogą losowania, walczyć ze sobą na teksty. Każdy z nich przedstawia utwór, zazwyczaj w czasie nie dłuższym niż trzy minuty, a publiczność poprzez głosowanie decyduje o tym, który z nich ma przejść dalej. Dopuszcza się jedynie  teksty wcześniej niepublikowane i nienagradzane oraz, co najważniejsze, autorskie! Uczestnik może je wyrecytować, przeczytać z kartki lub telefonu, wyśpiewać, zwyczajnie opowiedzieć, albo nawet wykrzyczeć. Wedle uznania! Towarzyszy temu zawsze dużo emocji i śmiechu, a publiczność, poprzez zaangażowanie w głosowanie słucha uważnie, łapiąc za myśli i słówka!

Slam poetycki dzisiaj

Od czasów Marca Kelly’ego Smitha ta forma rywalizacji pomiędzy poetami rozprzestrzeniła się na cały świat. W Polsce pierwszy slam poetycki odbył się w 2003 roku w Warszawie, w instytucji kulturalnej „Stara Prochownia”.

Teraz, niemal dwadzieścia lat od tego wydarzenia, slamy zagościły w wielu polskich miastach. Największą sceną slamową mogą poszczycić się Katowice, Kraków, Poznań, Wrocław, Warszawa oraz Trójmiasto. Warto jednak pamiętać też o mniejszych miastach, takich jak Toruń, Gniezno, Bydgoszcz i wielu innych miejscowościach, w których regularnie odbywają się pasjonujące potyczki słowne.

Co roku organizowane są ogólnopolskie mistrzostwa slamu poetyckiego, w których mierzą się ze sobą reprezentanci polskich miast. W tym roku odbyły się one po raz czwarty w Poznaniu, dostarczając widzom i uczestnikom całej gamy emocji – od radości, przez złość, podziw, aż do szczerego smutku i wzruszenia.

Jak to wygląda w Trójmieście?

Zarówno w Gdyni, Gdańsku, jak i w Sopocie, organizowane są turnieje poetycko-improwizatorskie, które przyciągają do siebie nie tylko starych, literackich wyjadaczy, ale też świeże głosy początkujących poetów, prozaików i performerów. Slamy towarzyszą też nieraz innym wydarzeniom lub festiwalom – tak jak w tym roku odbywają się podczas Dni Solidarności z Osobami Chorymi Psychicznie. Jest to dobra okazja do wyrażenia swoich przemyśleń na dany temat lub podzielenia się doświadczeniami.

Co na to slamerzy?

Sami slamerzy wskazują wyłącznie na pozytywne strony tego typu wydarzeń. Zaznaczają, że udział w slamach poetyckich pozwolił im opanować stres przed wystąpieniami publicznymi, pokonać wstyd, rozwinąć się artystycznie. Zapewniają też, że rywalizacyjna forma wydarzenia jest tylko dodatkiem, a uczestnictwo w imprezie to dla nich przede wszystkim produktywna forma spędzenia czasu w towarzystwie osób o podobnych zainteresowaniach. Podkreślają, że jest to otwarta i tolerancyjna przestrzeń, w której można bez skrępowania zaprezentować swoją twórczość.

WYWIAD ZE SLAMERKĄ – MARYSIĄ WRZESZCZ

Rozmawia Ula Sikora

 

Od kiedy pojawiasz się na scenie slamowej i jak to się stało, że odważyłaś się wyjść przed publiczność i przeczytać swoje teksty?

Dokładnie od marca 2019 roku. Pojawiłam się wtedy na slamie w pubie Spółdzielnia z grupką znajomych z uczelni. Najpierw tylko słuchałam, ale z każdym kolejnym zasłyszanym wierszem czułam, że chciałabym też dodać coś od siebie. Na dodatek towarzystwo, którego wtedy jeszcze nie znałam, zdawało się być bardzo otwarte na ludzi i ich słowa, co tym bardziej zachęcało do wyjścia na scenę. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to myślę, że prowadziłam w tamtym momencie ogromną walkę ze swoją raczej introwertyczną naturą. Ostatecznie wyszło na to, że do występu namówiła mnie koleżanka, która o ile dobrze pamiętam też miała wtedy swój „slamowy debiut”. Nie udało mi się tego wieczoru przejść do kolejnej rundy, ale różnica głosów była naprawdę niewielka, a co za tym idzie – czułam się zmotywowana do tego, żeby przy następnej okazji spróbować jeszcze raz.

Które wydarzenia, ludzie lub miejsca najbardziej wpłynęły na Twoje pisanie?

To dosyć ciężkie pytanie, ponieważ odnoszę wrażenie, że na to, jak piszę i co piszę wpływa dosłownie wszystko. Nawet nie wiem, czy szukać powodów wśród wydarzeń ze świata, który mnie otacza, czy też sięgnąć do tego własnego, wewnętrznego, który często jest jeszcze bardziej intensywny. Natomiast gdybym miała się skupić na takich najważniejszych dla mojej twórczości wyznacznikach, to chyba największy wpływ miały na nią wydarzenia mające miejsce w dzieciństwie. W sumie wtedy też zaczęła się moja pierwsza przygoda z próbami wyrażania siebie poprzez wiersze, czy opowiadania. W tym, co piszę obecnie, bardzo często pojawiają się elementy retrospekcji i powrotu do krainy lat dziecięcych, choć nie należę do fanatyczek „Pana Tadeusza”.

Kolejną siłą napędową słów jest moja największa pasja – góry. Specjalnie nie ograniczyłam ich do konkretnej aktywności, ponieważ są one dla mnie pociągające w całej swojej okazałości, nie tylko w trakcie trekkingu, czy wspinaczki. Nie wiem, czy to zdrowe, ale traktuję je jak osobę. Często o nich myślę, obserwuję, czasem na szczycie nawet zdarza mi się do nich mówić, więc chyba nie zdziwi nikogo, że są jednym z przewodnich tematów moich wierszy.

Najistotniejsi w tym, co tworzę, są jednak ludzie, którzy mnie otaczają. Myślę, że postąpiłabym nieuczciwie ograniczając się w tym przypadku do jednej, czy nawet kilku osób. Uważam, że każdy człowiek, którego spotkałam na swojej drodze jest ważny i w jakiś sposób wpłynął na to, kim jestem teraz, a więc też na to, co chcę przekazać światu.

Czy pisanie i przedstawianie wierszy przed innymi ludźmi pomaga Ci uporządkować myśli? Jak czujesz się podczas występów?

Zdecydowanie tak, pomaga. W tym przypadku już na samym początku wypadałoby zaznaczyć, że poezja oprócz tego, że wzbudza we mnie ogromne zainteresowanie, pełni w moim życiu jednak przede wszystkim funkcję terapeutyczną.

Ogólnie uważam, że z poezją jest trochę tak, jak z psychoterapią, ponieważ w obu przypadkach nadchodzi moment, kiedy musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla ciebie naprawdę ważne, dlaczego akurat tę, a nie inną myśl postawiłeś ponad innymi. W tym przypadku chodzi mi zarówno o pisanie wierszy, jak i ich czytanie. To taka wielka podróż od znaczącego do znaczącego.

Jeśli chodzi o uczucia towarzyszące mi podczas występów – są one naprawdę skrajnie różne. Jednego dnia nie jestem w stanie opanować trzęsących się ze stresu kończyn, a drugiego uśmiecham się do publiczności i mówię zdecydowanym tonem, jakby miał być to jakiś manifest albo ostatnie słowo przed śmiercią. Najbardziej jednak lubię ten moment, kiedy kończę czytać wiersz, ponieważ towarzyszy mi wtedy takie wewnętrzne poczucie, że przekazałam światu coś, co było dla mnie ważne, że byłam w tym autentyczna i być może choć jedno wypowiedziane przeze mnie słowo pozostanie w czyjejś głowie. To chyba marzenie niejednego poety.

Czy sądzisz, że ocenianie występujących przez publiczność oraz nutka rywalizacji wpłynie pozytywnie na ich twórczość w przyszłości? Czy mniejsza ilość głosów może sprawić, że początkujący poeta przestanie tworzyć w ogóle?

Nie możemy zapominać o tym, że w normalnych, zdrowych sytuacjach krytyka tekstu nigdy nie będzie krytyką autora. Wydaje mi się, że zarówno slamowa publiczność, jak i sami występujący mają tego świadomość. Ponad to komentarze, które pojawiają się po przeczytaniu utworu są raczej pozytywne i budujące, nie na odwrót. Jeśli chodzi o samą rywalizację, uważam, że jest ona bardzo znaczącym elementem w rozwoju człowieka i otwiera wiele nowych perspektyw. Poza tym poznałam już naprawdę dużo osób ze środowiska poetyckiego i odnoszę wrażenie, że łączy ich wszystkich wspólna cecha – takie ciągłe dążenie do zmian, podwyższanie poprzeczki. Zakładam, że ten rodzaj współzawodnictwa jest dla nich również motywacją i może mieć kiedyś bardzo pozytywne skutki, nawet niekoniecznie w poezji, ale po prostu w życiu.

Jeśli chodzi o wpływ ilości głosów na twórczość autora, należy tutaj zwrócić uwagę wiele czynników. Wszyscy jesteśmy różni, a więc reakcje na poszczególne sytuacje również takie będą. Dla jednych mniejsza liczba podniesionych kartek będzie sygnałem oraz impulsem do tego, żeby następnym razem spróbować zrobić coś lepiej, dla drugich może być symbolem porażki. Każdy z nas od czegoś zaczynał, więc myślę, że mimo wszystko warto dać sobie drugą szansę. Bardzo często zdarza się też tak, że różnica głosów jest naprawdę minimalna. Jeśli chodzi o mnie – przychodzę na slamy przede wszystkim dla ludzi i dla poezji. Dobrze się bawię. Wygrana to tylko miły dodatek, który przez chwilę podbuduje mi ego i czasem poszerzy portfel. Myślę, że wielu z nas ma takie podejście.

Co powiedziałabyś osobom, które zastanawiają się czy przyjść na slam ze swoimi tekstami?

Powiedziałabym, żeby po prostu przyszli bez żadnych zobowiązań i podjęli decyzję już w trakcie trwania wydarzenia. Myślę, że po doświadczeniu przebywania wśród tylu różnych, intrygujących, a jednocześnie nieoceniających ludzi, chęć spróbowania własnych sił na scenie i podzielenia się własną twórczością zdecydowanie wzrasta. To może być początek naprawdę ciekawej i rozwijającej przygody.

Jesteś studentką filologii polskiej, więc zajmuje Cię nie tylko pisanie tekstów, ale też ich odbiór i interpretacja. Czy istnieją tacy poeci lub poetki, którzy są dla Ciebie pisarskim wzorem lub po prostu ich wiersze bardzo silnie Ciebie poruszają?

Jestem totalnie zakochana w poezji Bolesława Leśmiana. Twórczość tego autora jest dla mnie wyznacznikiem wszystkich cech, na które zwracam uwagę w wierszach. Takie ciągłe stawanie się świata, jego nieustanny ruch – to tylko jedne z wielu. Poza tym, ten poeta jest dla mnie również ogromnym wzorem w kontekście stylistycznym. Może zabrzmi to trochę staroświecko, ale naprawdę uwielbiam rytm, który coś znaczy, a u niego jest to bardzo zauważalne. Lubię też takie momenty, kiedy orientuję się, że żaden przyimek nie został postawiony bez przyczyny, a zaraz po nim doświadczam niepodpartego jakimikolwiek regułami neologizmu.

Leśmian był buntownikiem słowa, a ja po prostu kocham bunt.

 

Wiersz Marysi Wrzeszcz

Na szczycie

 

Ona stoi tak już od kilku lat na szczycie

i odprawia pogrzeby każdej myśli swojej.

W tej godzinie wschodzącego słońca

jej oblicze spogląda z prawej na Rysy –

czyż twarz odbiciem skalnym się nie stała.

 

Wtenczas przeszłość ją zbywa

jak te gąsienice, co przez halę niżej podążają o zmroku.

Dzieci płoną w jej głowie, uczuć wciąż przybywa,

rycerz zasnął na zawsze w tym czerstwym amoku.

Po tej drodze szli kiedyś zapomniani rodzice,

szlak przetarty jest przecież odciskami ich butów.

Tu ona powstawała, tam ktoś wczoraj stracił życie,

a to tylko drzewo, co zwykło podsłuchiwać.

 

Tutaj czas się zatrzymał, przed wiatrem chronią mury

gór potężniejszych od ludzkiej głupoty,

każde stworzenie fragmentem stało się natury,

dwie kozice na wierchu czynią sobie zaloty,

mały krokus rośnie odwrotnie niż należy,

strumień z życiem opada na bezbronne kamienie,

a ludzie zawstydzeni pięknem mówią sobie dzień dobry.

 

W tym miejscu wczoraj ktoś poszukiwał siebie,

tam się w sobie zakochali, tam ktoś skoczył z wysokości.

Tutaj nogę złamał, tu plecak zagubił,

tam czyimiś śladami podążał Jan Paweł II

i stworzyli mu aleję obok Chochołowskiej,

żeby zwykły człowiek mógł poczuć się papieżem,

choć na szczyt zmierzał w zupełnie innej wierze.

 

To nie jest jej miejsce, ona tu nie pasuje,

powietrze chłodniejszym od jej myśli się zdaje.

To tylko świątynia dla wyobraźni.

Nie skoczy w przepaść, lecz pod krzyżem staje

i zdobywszy metrów ponad dwa tysiące,

patrzy się w pustą przestrzeń, słyszy jej wołanie