W Lutym prosiliśmy Was, o podzielenie się historiami, przedstawiamy pierwszą z serii. Zapraszamy do lektury.
Moja historia kryzysu – od pacjenta do Eksperta przez Doświadczenie.
Moje problemy pojawiły się w 1984 r., w klasie maturalnej pod postacią nerwicy neurastenicznej: bezsenne noce, spadek motywacji do nauki, niechęć do szkoły. Potem były studia i wyraźne pogorszenie funkcjonowania nastąpiło na III roku, który powtarzałem 3 razy. Za początek choroby przyjmuję umownie rok 1990, kiedy na dobre wycofałem się z życia i przez 5 lat nie robiłem nic, nie uczyłem się, nie pracowałem. Piszę umownie, gdyż w moim subiektywnym odczuciu stan psychiczny, w jakim znajdowałem się wtedy nie różnił się niczym od stanu rok wcześniej ani rok później.
Zaczęły wówczas przychodzić do mnie myśli na tematy różne, a moim „zadaniem” było je uporządkować, czego efektem stała się pewna „koncepcja”, którą zapisałem w 1992 r. Można powiedzieć, że dwa pierwsze lata choroby zużyłem na jej ułożenie, nadanie jakiegoś kształtu czy formy. Następnie koncepcja trafiła do szuflady, zaś proces rozpadowy przebiegał dalej.
W 1995 r. zgłosiłem się do kliniki psychiatrycznej AMG na leczenie i tam postawiono mi rozpoznanie schizofrenii chronicznej. Była to schizofrenia o początku powolnym, długotrwałym, a w jej przebiegu dominowały objawy osiowe, negatywne (brak objawów psychozy). Podczas leczenia szpitalnego wskutek zażywania bardzo wysokich dawek neuroleptyków doszedłem do stanu, który nazwałbym granicą psychozy i wtedy koncepcja wróciła do mnie i pomogła przezwyciężyć kryzys.
Na oddziale szpitalnym zainicjowany został proces zdrowienia, który trwał 15 lat. Najpierw były to dwa miesiące na oddziale całodobowym, a następnie tyle samo na dziennym. Po leczeniu podjąłem przerwane studia i ukończyłem je z powodzeniem, uzyskując w 1998 r. dyplom magistra psychologii klinicznej. Niestety nie byłem wówczas gotowy do podjęcia zatrudnienia, ponieważ przez 5 lat całkowitej bezczynności utraciłem wszystkie zdolności i umiejętności, jakie przyswoiłem i posiadałem przed chorobą. Brakowało mi odporności, siły i wydolności, by podjąć trud pracy. Wycofałem się wówczas ponownie z życia, by odbudować swoje życie psychiczne, utrwalić je i wzmocnić. Był to okres brania leków, terapii grupowej, rodzinnej (1,5 roku), oraz indywidualnej (5 lat).
Ważnym elementem sprzyjającym zdrowieniu była twórczość, ale nie artystyczna typu malarstwo, poezja czy teatr. Odkąd pamiętam, zawsze miałem skłonności do teoretyzowania. Po prostu sprawiało mi to przyjemność, pewnie dlatego w początkowym okresie choroby, kiedy pogrążyłem się w bezczynności, doświadczyłem owej „przygody z myślami”. Postanowiłem więc wykorzystać te skłonności i napisać książkę, w której zawarta byłaby moja koncepcja choroby schizofrenicznej będąca syntezą doświadczeń chorobowych oraz wiedzy, jaką nabyłem i to właśnie wypełniło mi kolejne lata. Pisanie odgrywało ważną rolę, gdyż stanowiło namiastkę, substytut pracy. Nadało mojemu życiu sens, ład i porządek. Często chodziłem do czytelni publicznych, naukowych i uniwersyteckich. Czytałem bardzo dużo literatury z w/w tematu i zapisałem ok. 500 stron tekstu. Dzięki temu przetrwałem trudny dla siebie okres i odbudowałem swoje życie. Znalazło to odbicie w stanie zdrowia, który systematycznie poprawiał się, czego przejawem było stopniowe zmniejszanie branych leków do dawek podtrzymujących i wreszcie całkowite ich odstawienie, ale o tym później.
Przełom nastąpił w 2006 r., kiedy pojechałem bez jakiegokolwiek przygotowania kondycyjnego i mentalnego w góry. Efekt był taki, że do dzisiaj przeszedłem prawie całą grań tatrzańską (zostały mi do zaliczenia Rysy). Zapisałem się do sekcji wspinaczkowej (w 2014 r. wziąłem udział w North Face Climbing Festival na greckiej wyspie Kalymnos). Ukończyłem kilkuletni kurs j. angielskiego „Speak Up”. W 2010 r. uczestniczyłem w unijnym projekcie aktywizacji zawodowej osób wykluczonych społecznie realizowanym przez gdyńską YMCĘ i MOPS, a od 2011 r. utrzymuję ciągłość zawodową. Pracowałem w różnych miejscach, m.in. w gdyńskim Akwarium, gdzie w zasadzie uczyłem się w ogóle pracować tzn. że trzeba rano wstać, pójść do pracy, spędzić tam dniówkę wykonując swoje obowiązki, wiedzieć, gdzie jest moje miejsce i przestrzegać jego granic. Notabene okres ten bardzo dobrze wspominam. Obecnie pracuję w Agencji Służby Społecznej jako terapeuta środowiskowy z osobami autystycznymi i z Zespołem Aspergera, w Stowarzyszeniu „Nadzieja” realizującym Specjalistyczne Usługi Opiekuńcze jako EX-IN oraz w gdyńskim MOPS-ie, gdzie udzielam szkoleń i prelekcji dla pracowników socjalnych n/t choroby psychicznej i zdrowienia. W 2017 r. otrzymałem certyfikat „Ekspert przez Doświadczenie”. Kurs zaczynałem we Wrocławiu, a skończyłem w Gdyni.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wyzdrowiałem ze schizofrenii, ponieważ od 2010 roku nie biorę leków ani nie korzystam z pomocy lekarza czy psychologa. Prowadzę za to czynne i aktywne życie na różnych jego płaszczyznach i obszarach. Trzeba tu jednak powiedzieć o pewnej istotnej kwestii. Czym innym jest bycie chorym albo zdrowym, a czym innym bycie pełnosprawnym albo niepełnosprawnym. Niestety choroba zostawiła we mnie ślady, co sprawia, że jestem wprawdzie zdrowy ale niepełnosprawny, przynajmniej w mojej własnej ocenie.
Gdybym miał ocenić, co przyczyniło się do mojego wyzdrowienia, to wskazałbym trzy obszary. Po pierwsze, leki, które wyregulowały pracę mózgu. W chorobie schizofrenicznej jest ona nieprawidłowa z powodu trwającej latami bezczynności. Mózg służy do sterowania aparatem somatycznym zgodnie z tym, co sobie zaplanujemy, chcemy zrealizować, osiągnąć. Ponieważ chory nic nie robi, mózg nie ma jak organizmem kierować. Powoduje to, że jego aktywność staje się z upływem czasu coraz bardziej zaburzona. Po drugie, szerokie oddziaływania terapeutyczne, które pozwoliły rozwiązać problemy narosłe przez lata choroby. Wreszcie po trzecie, moja aktywność własna, gdyż dzięki niej wróciłem do czynnego życia psychicznego, społecznego oraz zarobkowego. I tylko współdziałanie tych trzech obszarów zaowocowało powrotem do zdrowia.
Autor: Tomasz Ferenc