Inny element

przez | 14 grudnia 2021


Od zarania dziejów ludzie podlegają zasadom narzuconym przez społeczeństwo. Zależne są one między innymi od kręgu kulturowego, w jakim żyjemy. Zastanówmy się jednak – co z osobami które świadomie lub nie wyłamują się z narzuconych norm religijnych, narodowościowych i światopoglądowych?

Właściwie od samego początku życia nasze najbliższe otoczenie uczy nas podstaw zachowania się w zbiorowości. Następnie w wieku kilku lat, kiedy idziemy do szkoły, zaczynamy mieć styczność z całą machiną edukacyjną. Uważam, że te podstawowe nauki są nam niezbędne do odpowiedniego funkcjonowania i dalszego rozwoju. Przydatnymi przecież są umiejętności pisania, czytania, liczenia i odpowiedniego wysławiania się, prawda?

 


Bywa jednak i tak, ten kulturowo-edukacyjny „magiel” wpływa na nasze życie zbyt mocno i za długo. To sprawia, że nasza dziecięca ciekawość świata zaczyna stopniowo zanikać. Często niestety na pewnym etapie przestajemy przez to zauważać nasze dobre cechy, które wyróżniają nas na tle ogółu. Co za tym idzie – nie rozwijamy ich. Wybieramy opcję dopasowania się do obowiązujących standardów, aby nie narażać się na niepotrzebną krytykę.

Często bojąc się stygmatyzacji ze strony większości, dostosowujemy się, aby nie zostać odrzuconymi albo przeciwnie – izolujemy się. Dotyczy to często sytuacji prostych. Na przykład, gdy w grupie osób towarzyskich i wygadanych znajdzie się osoba cicha, skromna i wstydząca się na zabrać głos. Podobnie bywa też wtedy, gdy w gronie ludzi o danych poglądach znajdzie się ktoś o całkowicie odmiennych przekonaniach. Nie jest to większym problemem, gdy trafimy na osoby otwarte i skłonne do dyskusji. Sytuacja jednak zmienia się o 180 stopni, jeśli mamy do czynienia z radykałami. Wtedy zazwyczaj zamiast konfrontować się, wolimy przemilczeć dany temat czy nawet zgodzić się z nimi nawet wtedy, gdy działamy wbrew sobie.

Czy jednak chęć bycia indywidualnością w danej sferze życia społecznego nie brzmi jak coś do czego powinniśmy choć w niewielkim stopniu dążyć? Jaki bowiem sens ma orkiestra w której każdy chce zostać skrzypkiem, a nie ma w niej choć jednego dyrygenta, trębacza czy bębniarza? Różnorodność poza tym dodaje kolorytu, skłania do refleksji, powoduje, że nawet na własne poglądy możemy spojrzeć z pewnym dystansem. Dlatego uważam, że jednostki, które odważnie wyrażają siebie, trochę na przekór wszystkim standardom, są bardzo potrzebne.

Presja, by zachowywać się w określony sposób, bo przecież taka jest jedyna słuszna, oświecona prawda, może powodować u przedstawicieli różnych mniejszości społecznych poczucie samotności i wyobcowania. Tłumienie własnych emocji i poglądów, nawet tych, które nie są szkodliwe dla innych, może działać jak bomba z opóźnionym zapłonem. Może to też powodować rozwój różnych zaburzeń psychicznych.

Koniec końców warto, abyśmy pamiętali o słowach Nancy H. Kleinbaum: „W człowieku tkwi nieodparta potrzeba bycia akceptowanym. Za wszelką cenę musicie jednak zaufać tym cząstkom swojej osobowości, które wyróżniają Was spośród innych i sprawiają, że jesteście niepowtarzalni. Nawet jeśli wyróżniająca Was cecha jest dziwna czy nieakceptowana”.

 

 

Autor: Mateusz Skóra