„Drugiej szansy nie będzie, nikt mi nie odda czasu, który zmarnowałam.”
Wycisnąć cytrynę do cna, czy delektować się powoli każdym plasterkiem? Z odpowiedzią na to pytanie, nie ma problemu Sylwia Błach. Pisarka, mimo barier zdrowotnych, korzysta z życia pełnymi garściami. Jej doba trwa 1440 minut, podobnie jak doba każdego z nas. Ale, co to są za minuty! Pełniejsze, bardziej elastyczne, rozciągliwe do granic możliwości. Dzisiaj Sylwia uchyli rąbka tajemnicy i opowie nie tylko o tym jak sprawnie wykorzystać czas, ale także o twórczości, karierze zawodowej w zderzeniu z niepełnosprawnością, nowych technologiach i sile, która tkwi w każdym z nas.
Blogerka, programistka, pisarka i modelka – cztery zawody i jedna kobieta. A doba dla wszystkich ludzi ma tylko 24 godziny. Jak sobie Pani radzi z taką ilością obowiązków, podczas, gdy większość osób ma problem, aby pogodzić jedną pracą z pozostałymi zajęciami?
To nie jest łatwe, ale jak najbardziej wykonalne! Kluczowa jest dobra organizacja czasu, dokładne planowanie, ale także pozwolenie sobie na spontan, a czasem… odpuszczanie. Dla mnie najważniejsze jest by się wysypiać i unikać pożeraczy czasu. Istotne jest także, by nasi bliscy rozumieli, że mamy dużo zajęć i nas w tym wspierali. Zamiast, np. marudzić, że poświęcamy im za mało czasu, niech spytają „Jakie masz plany na wieczór? Czy możemy się umówić, że w tych i w tych godzinach spędzimy czas razem?”. Brzmi to trochę dziwnie, ale pomaga, ponieważ planując zadania „programujemy” mózg, w których godzinach czym się ma zajmować. Dzięki temu jesteśmy wyrobieni z planem, a jednocześnie w trakcie odpoczynku nie mamy wyrzutów sumienia „bo mogłabym teraz robić to i to!”. Ponadto zauważyłam, że mnóstwo osób traci czas na przesadne zastanawianie się. Piszą post na fanpage jakby tworzyli referat szkolny, dokładnie sprawdzając i czytając po sto razy. Zastanawiają się, czy jest sens założyć bloga, robią badanie rynku, pytają znajomych i tak mijają miesiące… Albo opowiadają wszystkim wokół o swoim pomyśle na książkę i grzeją się w zapewnieniach przyjaciół, że to świetny pomysł, zamiast siąść i ją napisać. Oczywiście jestem za tym, by duże projekty planować i nie podejmować decyzji pochopnie, ale często właśnie drobiazgi pochłaniają naszą energię. Nie znoszę takiego marnowania czasu, wolę działać. Jeśli wiem, że coś powinno zająć mi kwadrans, a siedzę nad tym od godziny, to sprawia, że zaczynam się zastanawiać czy na pewno mi nie idzie, czy może blokuje mnie perfekcjonizm.
Najwyżej nie wyjdzie, ale przekonam się o tym szybciej. Wiele takich rad publikuję na swojej stronie www.sylwiablach.pl, w artykułach o zarządzaniu czasem i organizacji dnia.
Jakie pozamaterialne korzyści daje Pani praca? Z jakiego powodu zdecydowała się Pani na multidyscyplinarność?
Przede wszystkim satysfakcja – lubię ten moment, gdy widzę efekty swojej pracy. Ponadto cieszy mnie możliwość poznawania nowych ludzi, nawiązywania relacji. Dzięki literaturze jeżdżę w różne miejsca, rok temu byłam w Lublinie, pewnie szybko sama z siebie nie odwiedziłabym tego miasta, a jest przepiękne! Kocham podróżować, więc prowadzenie warsztatów literackich czy udział w konwencie fantastycznym w innej części kraju bardzo mnie cieszą.
W jednym z wywiadów mówi Pani o tym, że to czy ktoś znajdzie pracę zależy od jego nastawienia i tego, czy naprawdę chce podjąć zatrudnienie, czy też szuka tylko wymówek. Jak wygląda rynek pracy dla osób z niepełnosprawnością? Jakie ułatwienia niesie za sobą rozwój technologii? Z jakimi problemami spotkała się Pani podczas rozwoju swojej kariery zawodowej?
To temat rzeka, rok temu wzięłam udział w świetnej konferencji poświęconej możliwościom rozwoju zawodowego jakie dają technologie, dość dokładnie opisałam to w artykule na blogu. Spróbuję jednak odpowiedzieć możliwie zwięźle.
Uważam, że nastawienie jest jedną z podstawowych cech. Owszem, są niepełnosprawności, z którymi trudniej znaleźć pracę, ale w większości przypadków jak człowiek naprawdę się postara, to się uda. Dla mnie na przykład dużym ograniczeniem są miejsca pracy nieprzystosowane dla osób na wózkach, ale coraz popularniejsza staje się na całym świecie praca zdalna, co osobom o ograniczonej mobilności ułatwi podjęcie zatrudnienia.
Kolejnym udogodnieniem jest to, że zmienia się styl pracy – coraz więcej osób zakłada firmy, pracuje na przykład tworząc strony www, tworząc grafiki, pisząc teksty. Taka praca freelancera daje bardzo duże możliwości wspomagania się technologią i dostosowywania planu zajęć do możliwości.
Ciężko jest mi wypowiedzieć się na temat samego rynku pracy, ponieważ nie jestem ekspertką. Wiem, że odsetek pracujących osób z niepełnosprawnością jest mały, zbyt mały na to, ile osób faktycznie mogłoby pracować. Czasem brak pracy wynika z powodu niezrozumienia ze strony pracodawcy. Niektóre osoby z niepełnosprawnością muszą na przykład położyć się w ciągu dnia. Uważam jednak, że kluczowa jest komunikacja, mówienie wprost o swoich potrzebach oraz ważne jest, by szukać pracy, do której faktycznie się nadajemy. Sporo osób nie myśli o swojej karierze, nie szuka dróg rozwoju, a potem jest zaskoczona, że wśród tych najprostszych prac nie ma dla nich miejsca. Nie oszukujmy się, te zawody, które dla osób sprawnych są najprostsze i dorywcze, na przykład praca w barze czy w call center, przy pewnych niepełnosprawnościach mogą być niczym zdobycie Mont Everest.
Jest Pani autorką wielu książek i opowiadań. Skąd w Pani pociąg do tego konkretnego rodzaju literatury – horroru? Co daje Pani pisanie? Czy Pani zdaniem twórczość literacka niesie za sobą walor terapeutyczny?
Horrorem fascynowałam się od najmłodszych lat, kochałam seriale z dreszczykiem, więc absolutnie naturalne było dla mnie tworzenie opowieści grozy. Pisanie daje mi przede wszystkim radość, frajdę, pomaga oderwać się od codzienności, przenieść na chwilę do innej krainy. To przyjemność – zarówno proces twórczy, jak i potem promocja książki. Dzięki prowadzonemu przeze mnie marketingowi poznaję nowych ludzi, odkrywam nowe miejsca.
Odnośnie waloru terapeutycznego – myślę, że pisanie wielu z nas może w jakimś stopniu pomóc, uporządkować myśli, oderwać się od problemów. Jednak jestem bardzo ostrożna z mówieniem, że tworzenie może być terapią, ponieważ jeśli czujemy, że potrzebujemy terapii, powinniśmy udać się do specjalisty, który nam pomoże i dobierze metody.
Pani ulubiona książka to….?
Nie mam takiej, ale lubię wracać do „Kwiatów zła” Charlesa Baudeilare’a. To tomik poezji, który towarzyszy mi od wielu lat.
Każdy pisarz ma swoje zwyczaje. Jedni piszą tylko od 8.00 – 16.00, inni przed przystąpieniem do pisania książki tworzą skomplikowane tabele z wszystkimi wydarzeniami i bohaterami. A czy Pani w procesie twórczym kieruje się jakimiś regułami i zwyczajami?
Gdy pracuję nad jakąś książką, zawsze pilnuję regularnego pisania, na przykład codziennie minimum godzinę. Bywa tak, że te procesy regularnego pisania przeplatane są okresami literackiej bezczynności, ponieważ pojawia się inne, bardziej pilne zadanie. Potem znów wracam do regularnego pisania. Ponadto lubię mieć zaplanowaną fabułę i dokładne planowanie polecam każdemu, kto chce napisać książkę. Dzięki niemu unikamy momentów „braku weny”. Mamy plan i działamy według niego. Ja jednak często pozwalam historii popłynąć, ale główne elementy opowieści znam na pamięć i nawet odpływając od głównego wątku, wracam do nich.
Jakimi przemyśleniami chciałaby Pani podzielić się z osobami z niepełnosprawnością, które boją się podjąć zatrudnienia lub uważają, że nie ma dla nich miejsca na rynku pracy?
Nie zmuszę nikogo do zmiany nastawienia. Takie osoby powinny się zastanowić nad sobą, nad tym czego naprawdę oczekują od życia. Zastanowić w co wierzą, na co czekają, czy dobrze im w sytuacji w jakiej są, czy chcą by strach panował nad ich życiem. Praca nad swoim nastawieniem jest tu kluczowa, ale często jest to proces długotrwały. Ja, w chwilach zwątpienia czy przemęczenia, mówię sobie, że drugiej szansy nie będzie, nikt mi nie odda czasu, który zmarnowałam. Na mnie to działa, ale nie na każdego musi.
Skąd czerpie Pani motywację i energię do działania? Posiłkuje się Pani jakimiś „złotymi myślami”?
Z rozmów z bliskimi, pilnuję, by zawsze mieć zaplanowany czas w kalendarzu dla ważnych dla mnie osób. Jeden dzień w tygodniu staram się w ogóle nie pracować – długo szukałam najlepszej dla mnie techniki regeneracji i taki jednodniowy reset jest u mnie kluczowy. Kocham podróże i wyjeżdżam ile mogę, choćby do okolicznej miejscowości, pospacerować, pozwiedzać, pomaga mi to oderwać się od problemów. Gdy nie mogę wyjechać, chodzę do lasu lub na shopping – te dwa skrajne miejsca naprawdę mnie relaksują. Wysypiam się. Zadbanie o siebie, swoje zdrowie i organizm sprawia, że mam energię. Zewnętrznej motywacji nie potrzebuję, noszę ją w sobie.
Mam dwa ulubione cytaty: „Bądźcie realistami, dokonajcie niemożliwego!” oraz „dziwność jest nieodłącznym elementem piękna”. Pierwszy mnie motywuje, drugi definiuje moje poczucie estetyki.
Wiele mówi się o braku pomocy ze strony społeczeństwa w stosunku do osób z niepełnosprawnością. A co z drugim krańcem, czyli z sytuacją, gdy ktoś chce pomagać za bardzo?
Zbyt nadgorliwa pomoc jest równie szkodliwa, co jej brak. Jesteśmy ludźmi, każdy z nas ma swoje potrzeby, ale też coś w rodzaju dumy. Nie czuję się komfortowo, gdy ktoś mi nadskakuje, usilnie pomaga wszędzie tam, gdzie sobie poradzę. Jednak należy pamiętać, że w wielu sytuacjach pomocy potrzebuję. Dlatego kluczowe jest, by pytać „czy pomóc” i „jak pomóc”. To pomoże uniknąć wielu krępujących dla osób sytuacji.
Prowadzi Pani wiele kursów skierowanych do kobiet zmotywowanych do podjęcia pracy lub zmiany zawodu. Kim są kursantki? Jak toczą się ich dalsze losy?
Prowadziłam dwie edycje bootcampu z WordPressa dla Coderstrust Polska i tworzenia stron internetowych. W kursach brały udział kobiety, które łączyło jedno: były niesamowite! Kobiety, które chciały się przebranżowić, te które szukały swojej ścieżki, zafascynowane freelancingiem czy też chcące spędzać więcej czasu z bliskimi. Znudzone etatem, szukające nowych wyzwań. Pełne zapału. Ambitne. Pracowite. Dawałam im naprawdę dużo materiału, ponieważ bootcampy to intensywne kursy, a one mnie zawsze zaskakiwały swoją energią, chęcią poszerzania wiedzy. Z częścią spośród z nich mam kontakt, z jedną ostatnio byłam na kawie, z inną jestem w stałym kontakcie na Instagramie. Wiem, że złapały bakcyla, rozwijają się dalej, inwestują w siebie. Niektóre pozakładały firmy, inne mają już klientów. Odnoszą sukcesy dzięki swojej ciężkiej pracy i wierze w to, że niezależnie od wieku i sytuacji, można zmienić życie o sto osiemdziesiąt stopni – i to jest piękne!
Programowanie wydaje się być zawodem przeznaczonym tylko dla wybranej grupy ludzi – „mózgów”. Jednak coraz więcej osób decyduje się uczęszczać na kursy przygotowujące do zawodu programisty. Pokusą są wysoki zarobki i spora liczba miejsc pracy. Czy każdy może zostać programistą?
Uważam, że każdy może programować, ponieważ pod tym pojęciem kryje się naprawdę wiele różnych zawodów, wymagających bardziej i mniej skomplikowanej wiedzy. Ponadto ostatnio spotkałam się z bardzo ciekawą tezą, że to, jak siebie widzimy, w dużej mierze wpływa na nasze sukcesy i możliwości. To nie znaczy co prawda, że nagle mogę zostać wysoką i szczupłą blondynką, ale jeśli zacznę wierzyć w to, że może mi się udać w danej dziedzinie – moje szanse na zrozumienie materiału wzrastają. Dlatego każdemu życzę powodzenia i mocno trzymam kciuki!
Sylwia Błach – pisarka książek grozy, autorka powieści postapokaliptycznej i leksykonu strasznych stworów dla dzieci. Blogerka modowa zafascynowana mieszaniem styli. Programistka gier komputerowych i doktorantka na informatyce. Działaczka społeczna na rzecz kobiet z niepełnosprawnościami. Człowiek kontrastów udowadniający, że marzenia da się spełnić!
Więcej informacji o Sylwii znajdziecie na jej blogu: